Tosię nazywa histeria. Może mieć różne odmiany i różnie wyglądać. Trzylatek często miewa takie wybuchy, choć nie jest to rodzaj histerii, który dopada dzieci w wieku 1,5-2,5 roku. Dobrze, jeśli nazwiesz te emocje (zachowanie) i zaproponujesz pomoc. Tak zwyczajnie, jak człowiek człowiekowi: Porozmawiamy, jak się trochę uspokoisz.
Proszę próbować rozmawiać z synem o przyczynę takiego zachowania – dlaczego tak się zachowuje, czemu nie chce się ubrać, umyć czy wysiąść z samochodu. Być może za pierwszym razem nie uda się uzyskać odpowiedzi, ale proszę próbować – na spokojnie i do skutku. Co robić jeśli moje czteroletnie dziecko przestało mnie
Dzieci które są wysłuchiwane, czują się rozumiane przez rodziców są bardziej skłonne do współpracy. Mniej się buntują a ich upór jest mniej „bolesny". Warto pokazać maluchowi, że rozumiemy jego uczucia. Co robić gdy 6 latek nie słucha? „Ani prośbą, ani groźbą" Oto co powinnaś zrobić, gdy dziecko KOMPLETNIE
Co robić gdy 6-latek buntuje się i płacze w przedszkolu. Mam problem z moim synkiem, nie wiem już co mam zrobić. Syn chodzi już 3 lata do przedszkola. Od początku były problemy, bo przez 1 rok bardzo często płakał i nie chciał zostawać w przedszkolu. W drugim roku mając tą samą wychowawczynię musiałam chodzić bardzo często
doPani mówi. Z doświadczenia wiem, że dzieci w tym wieku często używają. takiego argumentu. One zupełnie jeszcze nie zdają sobie sprawy z ładunku. emocjonalnego, jakim nasycone są tego typu zdania. Dzieci często w złości. wykrzykują różne słowa, a zwłaszcza te typu "nie kocham cię, nie kochasz. mnie, pójdę sobie".
Od 13 października obowiązują nowe limity zwolnienia z podatku od spadków i darowizn. Wynoszą one 10 434 zł dla I grupy podatkowej, 7 878 zł dla II grupy oraz 5 308 zł dla II grupy. Jednak podatnik, który otrzymał darowiznę od najbliższej osoby, ma prawo skorzystać ze zwolnienia od podatku.
Moja odpowiedź na tekst „Kara ma uczyć, a nie krzywdzić. Poznaj 7 skutecznych i konstruktywnych sposobów karania dzieci”. Wypowiedzi ujęte w cytatach, pochodzą właśnie z niego. O karach słów kilka W internecie całkiem niedawno pojawił się artykuł na temat kar i tego, że przestarzałe metody karania są
ESgnn4l. Moja odpowiedź na tekst „Kara ma uczyć, a nie krzywdzić. Poznaj 7 skutecznych i konstruktywnych sposobów karania dzieci”. Wypowiedzi ujęte w cytatach, pochodzą właśnie z niego. O karach słów kilka W internecie całkiem niedawno pojawił się artykuł na temat kar i tego, że przestarzałe metody karania są już nieskuteczne, ale na szczęście mamy przecież nowe czasy i nowe metody karania. Autorka zgodziła się we wstępie, że kary oparte o przemoc fizyczną, krzyki, wyzwiska czy publiczne ośmieszanie są złe i mogą wywołać trwały i negatywny wpływ na rozwój dziecka, ale to nie przeszkodziło jej wymienić innych kar… których efekty mogą być bardzo podobne. Jeszcze do tego sama dodała: „Udowodniono naukowo, że dzieci które doświadczyły takich zachowań mają mniej pewności siebie, są w przyszłości bardziej lękliwe, buntownicze i agresywne.” Dlatego też postanowiłem przerobić ową listę 7 skutecznych i konstruktywnych sposobów karania dzieci na listę z 1 punktem, co by czasu nie tracić. Ergonomicznie tak. Zaczynamy więc od końca i wyrzucamy wszystko co niepotrzebne: „7. Zabierz przywileje Jednym z prostszych sposobów ukarania dziecka za złe zachowanie jest zabranie mu przywilejów np. możliwości obejrzenia ulubionego programu telewizji, oddanie na kilka dni zabawki, zakaz gry na komputerze. Dziecko powinno pamiętać, że łamiąc zasady naraża się na pozbawienie przyjemności.” Odebranie przywilejów jest karą w swojej najlepszej odsłonie. Krzywdzi, ale nie uczy. W końcu jeśli nasze dziecko bije się z bratem, to czego się naucz, gdy zabierzemy mu za to konsolę do gier? Albo zabawki? Szczególnie jeśli to były jego zabawki? Nie tylko jest to absurdalne i najczęściej zupełnie niezwiązane z przewinieniem, ale też narusza jego poczucie własności i odpowiedzialności za posiadane przedmioty. 100% satysfakcji rodzica, 0% skuteczności. Siódmy punkt pada, idziemy dalej. „6. Wymyśl dziecku zadanie Zadanie, które pomoże mu przemyśleć swój błąd i będzie wymagało od niego zaangażowania. Pamiętaj, żeby nie było ono bezsensowne (patrz: punkt 3). Dobrym przykładem jest napisanie listu do osoby, którą maluch skrzywdził i przeproszenie jej za swoje zachowanie.” Napisanie listu do osoby, którą się skrzywdziło, rzeczywiście jest dobrym pomysłem. To jednak dziecko powinno czuć się źle i chcieć takie coś napisać, a nie rodzic mu kazać to zrobić. Bo gdy my zmusimy dziecko do tego, to będzie oznaczało, że ono wcale nie czuje potrzeby przeproszenia i w kolejnej takiej sytuacji znowu to my będziemy musieli je do tego zmuszać. Tymczasem jeśli pomożemy uświadomić sobie dziecku, że zrobiło źle, że ktoś przez jego zachowanie czuje się źle, to ono nie tylko pewnie samo coś zaproponuje (lub poprosić nas o pomoc), ale jeszcze po kilku takich sytuacjach, może zacząć już samodzielnie i sprawnie rozwiązywać takie problemy. Zamiast więc skupiać się na krótkoterminowym wyniku, myślmy o tym długoterminowym. Kolejny punkt do kosza. „5. Skarć, ale konstruktywnie Nic dziwnego, że kiedy dziecko coś przeskrobie, ogarnia cię złość. Zanim jednak krzykniesz do malucha, że masz go dosyć, jest niezdarny albo niegrzeczny, ugryź się w język. W ten sposób nie dość, że ranisz uczucia dziecka to jeszcze dajesz mu do zrozumienia, że to nie jego zachowanie, a jego osoba jest powodem twojej frustracji. Zwracając malcowi uwagę, wytłumacz mu co sprawiło, że tak się zezłościłaś, wskaż na konkretny błąd i zapytaj dlaczego to zrobił.” Po pierwsze zgadzam się, że złość jest naturalna. Po drugie zgadzam się również, żeby nie obrzucać dziecka łatkami, które mogą się do niego przykleić, w stylu niegrzeczny czy niezdarny. Niemniej nie do końca za skuteczne uważam, żeby w chwili kiedy się złościmy pytać dziecko dlaczego coś zrobiło – wynika to z tego, że wtedy, gdy jesteśmy źli, bardzo często nasze słowa będą brzmiały jak atak i w efekcie nasze dziecko stanie się defensywne, a to z kolei prowadzi do bariery komunikacyjnej. Zamiast na rozwiązaniu, dziecko skupi się na tym jak uniknąć tej złości (może więc próbować uciekać, kłamać itp.). Lepiej moim zdaniem jest wystosować komunikat zaczynający się od „ja”, dotyczący naszych emocji (czyli np. „Jestem wściekły, gdy widzę popisaną ścianę”), zareagować, gdy dzieje się coś niebezpiecznego (dla dziecka, bądź dla jego otoczenia) i dać sobie chwilę na ochłonięcie, żeby nasz mózg zaczął normalnie funkcjonować, a dopiero później przejść do rozmowy na temat ewentualnych rozwiązań tej sytuacji. Przechodzimy dalej. „4. Timeout Timeout to jedna z popularniejszych metod radzenia sobie z dziećmi, które miewają napady bardzo intensywnych emocji. Polega na odesłaniu dziecka na chwilę do miejsca w którym będzie mogło się uspokoić. Musisz pamiętać o tym, że po „odsiedzeniu” swojej kary i dojściu do siebie należy spokojnie porozmawiać z maluchem o całym zajściu.” Ustalmy jedną rzecz: dzieci wysłane do pokoju, aby przemyślały swoje zachowanie, nigdy nie myślą o swoim zachowaniu. One myślą najczęściej o tym, że rodzice są niesprawiedliwi, że ich nie słuchają albo że ich nie kochają. Są złe, rozżalone i rozczarowane. W wyniku poczucia słabszej więzi z nami, zaczęły się „źle” zachowywać (czyli pokazywać, że mają niezaspokojone potrzeby czy że są zniechęcone), a my zamiast naprawić te więzi, jeszcze bardziej je niszczymy. To nie jest dobra droga do budowy długotrwałej i zdrowej relacji. Czuje się w obowiązku dodać, że naturalnie istnieją dzieci, które w przypływie złości same idą się wyciszyć do swojego pokoju (co jest bardzo dobrą metodą radzenia sobie z silnymi emocjami, również w przypadku ludzi dorosłych) i nie ma co się wtedy pchać do takiego pokoju (dziecko najczęściej samo da znać, gdy będzie gotowe do rozmowy), ale „Timeout” nie dotyczy takiej sytuacji. Kolejny punkt odhaczony. „3. Wymyśl konstruktywne kary Jeśli już musimy wymyślić dziecku jakieś karne zadanie, warto, żeby było ono możliwie konstruktywne. Wyznaczanie maluchowi męczących, ale bezcelowych czynności jest jedynie manifestacją władzy. Pomyślcie nad „karami”, które nauczą go czegoś nowego i przyniosą wymierną korzyść np. podlewanie kwiatków w całym domu.” Dobra, zaszaleję – rozwalę dwa punkty w cenie jednego. A co mi tam: „2. Zaplanuj logiczne konsekwencje czynu W niektórych przypadkach naturalne konsekwencje nie pojawiają się od razu, można wtedy im trochę pomóc. Przykładowo, jeśli dziecko zaniedbuje swoje domowe obowiązki przez najbliższe kilka dni nie będzie mogło po południu wyjść z domu, żeby je nadrobić. Dobrze, jeśli kara jest związana tematycznie z przewinieniem, wtedy dziecku łatwiej jest ją zrozumieć.” Ogólnie trzeba zauważyć, że cały system z konstruktywnymi, logicznymi czy przemyślanymi karami jest skuteczny do pewnego momentu. Do momentu, w którym dziecko powie „sprawdzam” i nie zgodzi się wykonać takiej wspaniałej „wymyślonej konstruktywnej kary”. Wtedy cały system sypie się jak domek z kart, a rodzice są nadzy niczym główny bohater „Nowe szaty cesarza”. W końcu co wtedy zrobisz drogi rodzicu? Ano powiem ci: dorzucisz kolejną karę. Mocniejszą. Może już nie tak wymyślną i nie tak konstruktywną. A jak ta nie zadziała, to dorzucisz kolejną i kolejną. Niektórzy będą też po kolei odbierali różne przywileje, aż coś zaboli na tyle mocno, że dzieciak się podporządkuje. Niektórzy nawet uderzą. Wiecie gdzie jest największy problem w tym podejściu? W tym, że w wieku nastoletnim przestaną działać jakiekolwiek kary. Wasze dziecko będzie gościem w domu, a wy będziecie zachodzić w głowę jak to doszło, że to cudowne dziecko wyrosło na małego dupka, który nikogo nie słucha. Tymczasem wszystko zaczęło się od tego, że tego dziecka też nikt nie słuchał, więc nie wiedziało, że trzeba. Nauczyło się, że rodzice zamiast z nim rozmawiać i wspólnie wymyślać rozwiązania, zawsze decydowali o nim za niego, niczym oskarżyciel, sędzia i kat w jednej osobie. Nauczyło się więc w efekcie, że rodziców należy przede wszystkim unikać, bo w niczym nie pomagają, tylko przeszkadzają. 6 punktów za nami, został nam jeden ostatni. Czy się uchowa? „1. Pozwól dziecku zmierzyć się z konsekwencjami jego zachowania Wiele niepożądanych zachowań dziecka wywołuje naturalne konsekwencje, które nie są dla niego przyjemne. Taka lekcja życia przynosi najskuteczniejsze efekty i pozwala maluchowi wyciągnąć odpowiednie wnioski. Jeśli więc (celowo) zepsuł ulubioną zabawkę, nie biegnij do sklepu po nową, tylko pozwól dziecku zmierzyć się z jej stratą. Kiedy uderzy brata lub koleżankę, przekona się, że ta osoba nie chce się później z nim bawić. Jeśli konsekwencje zachowania dziecka nie zagrażają jego zdrowiu lub życiu pozwól mu się z nimi zmierzyć.” Dokładnie tak. Powtórzę nawet: dokładnie tak. Na tym jednym punkcie ten artykuł powinien się zacząć i zakończyć. Naturalne konsekwencje są jedynym rodzajem „kar” (cudzysłów, bo z karą to niewiele ma wspólnego) wymienionych w tym artykule, który rzeczywiście ma sens i uczy nas o relacji przyczyna – skutek, a nie o relacji przyczyna – kara od ludzi silniejszych ode mnie, bo inaczej nie zrozumiem. Dziecko przy pomocy naturalnych konsekwencji uczy się co można robić, a czego nie wolno. A czy rodzice coś mogą zrobić? Czy mamy być kompletnie bierni i trzymać kciuki za naturalne konsekwencje? Oczywiście nie mówię, że mamy nic nie robić, bo dziecku możemy (a czasami musimy, szczególnie gdy jest małe i nie rozumie wielu niebezpieczeństw, w przypadku których naturalne konsekwencje mogłyby być niezwykle groźne) jak najbardziej pomóc, chociażby poprzez uświadomienie mu rzeczywistych konsekwencji jego czynów (małe dzieci często nie są w pełni świadome do czego ich czyny mogą doprowadzić), poprzez tłumaczenie skąd się niektóre nasze zachowania biorą (czyli rozmowa o emocjach i o tym, że czasami ciężko pod ich wpływem podejmować racjonalne decyzje) i poprzez pokazanie, co w takich sytuacjach możemy robić zamiast (jakieś techniki uspokojenia się, przećwiczenie takich momentów itp.). Niemniej poza tym? Jakieś kary? Po co? Każde takie działanie, które będzie stawiało nas w opozycji do dziecka (a taki właśnie główny skutek mają kary), będzie działało przeciwko temu, na czym nam zależy, czyli przeciwko jego rozwojowi – przeciwko nauce tego, co dziecko mogłoby konstruktywnego zrobić w takiej sytuacji, gdyby zdarzyła się kolejny raz. Dziecko zamiast więc skupić się na rozwiązaniach, będzie myślało o zemście albo o tym, żeby następnym razem lepiej ukryć się przed rodzicami. Kompletnie zapominamy o tym, że gdy w starciu wygrywa jedna strona (tutaj rodzic), to jakaś druga strona musi przegrać (w tym wypadku jest to dziecko). Czy naprawdę chcemy więc wygrywać i zaspokajać własne ego, kosztem naszego dziecka? Wychodzenie z założenia, że aby dziecko zachowywało się lepiej, to najpierw musimy sprawić, aby poczuło się gorzej jest kompletnie absurdalne. Dzieci zachowują się lepiej wtedy, gdy czują się lepiej. Ludzie dorośli zresztą też. To naprawdę jest tak proste. Działanie przeciw temu intuicyjnemu systemowi jest szkodliwe dla wszystkich stron. Może nam się co prawda wydawać, że danej chwili kara nam pomogła i coś wygraliśmy, ale z czasem to do nas wróci i tak jak pisałem przy okazji punktów 2 i 3 – nie będzie to przyjemne ani dla nas, ani dla naszego dziecka, ani nawet dla osób postronnych. Jeśli więc chcemy się przed tym uchronić i uchronić też nasze dzieci, to upewnijmy się, że powyższy przekaz dojdzie do szerszej liczby ludzi, niż ten o pozytywnych stronach powyższych kar. Szczególnie, że sam widzę coraz więcej ludzi otwartych na zmianę i potrzebujących jedynie lekkiego popchnięcia w jej stronę. PS. Poza tym, przy każdym udostępnieniu tego tekstu rodzi się jeden mały jednorożec, więc warto nie przegapić takiej okazji. Prawa do zdjęcia należą do Ripleys.
Jest wiele powodów, dla których dziecko nie słucha rodziców. Przedstawiamy najważniejsze. Udaje, że nie słyszy, gdy po raz dziesiąty prosisz, by sprzątnęło zabawki. Głuchnie na dźwięk słowa „obiad”, choć przed chwilą świetnie słyszało, co szeptałaś na ucho jego tacie. Chowa się, gdy każesz mu myć zęby. Nie rozumie słowa „nie!”, choć samo używa go dużo częściej, niż jesteś w stanie znieść… Dlaczego to robi? Ma wiele powodów. Oto te najważniejsze: Dziecko nie słucha, bo chce decydować o sobie Każdy pragnie mieć wpływ na własne życie, małe dziecko też. „Głuchnięcie” jest jedną z metod walki o niezależność („A właśnie, że nie założę zielonych sztruksów/namaluję słoneczko na ścianie”) – dzięki temu choć przez chwilę może się czuć panem swego losu. Najbardziej przekorne bywają dzieci, które rzadko decydują o swoich sprawach. Te, które ciągle coś muszą i którym wciąż czegoś nie wolno. Polecamy także: Co robić, by dzieci nas słuchały? Dziecko nie słucha, bo sądzi, że wszystko mu wolno Dzieci, którym w ogóle nie wyznacza się granic, próbują zaprowadzić własne porządki. Dziecko nie słucha, bo mówi „Sprawdzam!” Nie ma co się czarować: my, rodzice, bywamy niekonsekwentni: raz każemy dziecku sprzątać zabawki, zanim pójdzie spać, innym razem sprzątamy za nie (bo będzie szybciej) albo jesteśmy zbyt zmęczeni, żeby w ogóle zawracać sobie tym głowę. Ignorując nasze polecenia, malec sprawdza, czy zakaz lub nakaz jest nadal aktualny. Dziecko nie słucha, bo mówi „Halo, tu jestem!” Dziecko woli, gdy się na nie złościsz, niż gdy w ogóle nie zwracasz nań uwagi. Czasem robi na przekór, bo chce być zauważone. Bywa, że robi coś, czego nie powinno (np. gasi światło w łazience, w której kąpie się tata), żeby sprowokować nas do zabawy („Jeśli tata wyjdzie z wanny i zacznie mnie gonić, będzie fajnie”.) Dziecko nie słucha, bo nie wie, o co nam chodzi Zdania w rodzaju: „Masz być grzeczny” , „Nie rozrabiaj u babci” czy „Posprzątaj pokój” tylko dla nas, dorosłych, są oczywiste. Dla małego dziecka niekoniecznie („Przecież ja jestem grzeczny, tylko sprawdzam, jaki dźwięk powstanie, gdy uderzę wieszakiem w kaloryfer!”). Czasem dziecko nie rozumie dlatego, że zamiast powiedzieć konkretnie, o co ci chodzi („Pozbieraj klocki do pudełka”), zalewasz je potokiem słów albo denerwujesz się. Polecamy: Grzeczne czy przebojowe? Wywiad z Dorotą Zawadzką. Dziecko nie słucha, bo jest czymś pochłonięte Zajęty zabawą malec może cię nie dosłyszeć. Jest tak pochłonięty lepieniem płaszczki z plasteliny albo karmieniem pluszowej foki, że nic do niego nie dociera. „Zawiesić się” może także wówczas, gdy jest zamyślony albo czemuś się przygląda. Dorosłym przecież także to się zdarza. Dziecko nie słucha, bo potrzebuje czasu My, rodzice, uważamy często, że każde nasze polecenie powinno zostać wykonane już, teraz, natychmiast. A małe dziecko potrzebuje nieraz dłuższej chwili, żeby „zaskoczyć” i odpowiednio zareagować. Dziecko nie słucha, bo nie jest w stanie wykonać naszego polecenia Niektóre zadania po prostu przekraczają możliwości małego dziecka. Gdy się ma mnóstwo energii i ciekawości świata, naprawdę nie da się przez dłuższy czas usiedzieć grzecznie w miejscu ani wrócić ze spaceru w idealnie czystym ubranku! Dziecko nie słucha, bo ... nie słyszy Czasem problem jest natury medycznej. Jeśli smyk chorował na zapalenie ucha, ma powtarzające się katary, śpi z otwartą buzią, siada blisko telewizora, trzeba koniecznie zabrać go do laryngologa. Beata Turska Konsultacja: Beata Płażewska, psycholog dziecięcy Przeczytaj także: 12 tricków, które ułatwiają życie rodzicom
Zaczniemy od przytoczenia realnej sytuacji, jednej z wielu mających miejsce każdego dnia. Dziecko bawi się z kolegą na świetlicy. Przychodzi po nie rodzic i prosi, by dziecko zakończyło zabawę i przygotowało się do wyjścia. Dziecko kontynuuje zabawę, więc rodzic ponawia prośbę. Dziecko nadal się bawi. Rodzic ponawia prośbę, z tym samym skutkiem. Zdenerwowany informuje dziecko, że jeśli za dwie minuty nie założy butów, nie będzie oglądało ulubionych „Pingwinów z Madagaskaru”. Dziecko podnosi wzrok i zaczyna płakać. Rodzic u kresu cierpliwości mówi do dziecka: „Proszę, załóż buty i kurtkę. Czekam na dole”. W efekcie na końcu sceny mamy rozpłakane i rozżalone dziecko oraz zezłoszczonego, doświadczającego poczucia bezsilności rodzica. Co w tej sytuacji przyczyniło się do zdenerwowania rodzica? Przyjrzyjmy się temu, co dzieje się w jego głowie w odpowiedzi na odmowę dziecka, wyrażoną poprzez brak jasnej werbalnej reakcji na prośbę rodzica. Uwaga! Reklama do czytania Jak zrozumieć małe dziecko Podręcznik świadomego rodzicielstwa Konflikty w rodzinie Koniec z awanturami, czas na rozwiązania Tylko dobre książki dla dzieci i rodziców | Księgarnia Natuli Dlaczego dziecko nie słucha rodziców? Kilka słów o niezaspokojonych potrzebach W naszej nawykowej komunikacji taką odmowę dziecka traktujemy jako przyczynę naszej złości. W rodzicielstwie inspirowanym Porozumieniem bez Przemocy na odmowę patrzymy jedynie jak na bodziec, jak na coś, co tylko wskazuje nam, że jakaś nasza potrzeba jest niezaspokojona. Nie jest ona jednak przyczyną naszej złości. Ta ukryta jest głębiej. Nie widzimy jej, gdyż jest przykryta licznymi, często niemal nawykowymi myślami, które stanowią naszą interpretację danej sytuacji. Są to myśli takie jak: „Tak nie powinno być”.„Jak on może mnie tak ignorować. Powinien wiedzieć, że jestem zmęczona i chcę szybko wrócić do domu”.„Trzeba było być bardziej surowym rodzicem, to nie zdarzałyby mi się takie sytuacje”.„Muszę być bardziej stanowczy”. Poznajecie te zdania? Jak rozmawiać z dziećmi? Jakich słów używać? W powyższych zdaniach dominują słowa takie jak „trzeba”, „muszę”. To eskalatory złości. Mówiąc je sobie lub komuś, zapewne wzbudzimy złość, którą skierujemy na świat zewnętrzny lub wewnętrzny, na siebie. Są to słowa: powinnam, nie powinienem, trzeba, muszę. Ogólnie rzecz ujmując, tymi słowami próbujemy sobie wmówić, że sytuacja, która właśnie ma miejsce, powinna być inna niż jest, my powinniśmy być inni, niż jesteśmy, nasze dzieci powinny być inne. To bolesne! Dlatego też reagujemy złością. Boli, więc zaczynamy się bronić… niestety, raniąc dalej. I siebie, i dzieci. Co jest ważne? Porozumienie bez Przemocy zachęca, by w chwilach zdenerwowania, złości, skierować uwagę na to, co w danym momencie jest dla nas ważne. Innymi słowy, zanim przejdziemy do analizowania całej sytuacji, powinniśmy przyjrzeć się tego typu zdaniom i sprawdzić, ku jakim niezaspokojonym potrzebom one nas prowadzą. W przypadku tego rodzica być może była to potrzeba współpracy, kontaktu z dzieckiem, odpoczynku, łatwości i lekkości w wykonywaniu codziennych czynności, takich jak wychodzenie ze szkoły czy przedszkola. Uwaga! Reklama do czytania Uwaga! Złość Jak się złościć nie krzywdząc?! Niezwykła książka o złości, akceptacji i trudnych momentach. Mamy więc dwa zagadnienia: prośby rodzica i myśli – eskalatory złości. Przyjrzyjmy się zatem jeszcze raz prośbom rodzica. Powtórzone trzykrotnie: „Proszę, szykuj się do wyjścia”.„Proszę, załóż buty i kurtkę. Czekam na dole”.Między nimi jest jeszcze zdanie: „Jeśli za dwie minuty nie założysz butów, nie będziesz oglądał ulubionych »Pingwinów z Madagaskaru«”. Warto przyjrzeć się ostatniemu zdaniu. Jasno nam pokazuje, iż w tej sytuacji nie było miejsca na odmowę dziecka. W Porozumieniu bez Przemocy rozróżniamy żądania od rzeczywistych próśb. Jaka jest różnica? Nie polega ona na użytych słowach, bo zarówno żądania, jak i rzeczywiste prośby mogą zawierać słowo „proszę”. To, co odróżnia prośbę od żądania to intencja, z jaką wypowiadane są te słowa. W żądaniu nie ma gotowości i otwartość, by przyjąć odmowę, natomiast w prośbie, gdy mamy otwarte i wrażliwe serce, mamy w sobie gotowość, by przyjąć od rozmówcy odmowę. Takie „nie” nie oznacza, że rezygnujemy z tego, o co prosimy, z tego, co dla nas w danym momencie ważne, lecz zapraszamy rozmówcę do podjęcia dialogu – do poszukiwania rozwiązania dobrego dla obu stron. Jest to taniec pomiędzy potrzebami moimi, a potrzebami rozmówcy w takt szacunku, zaufania i współpracy. Kiedy myślimy o tym zagadnieniu, przypominają nam się ważne dla nas słowa Miki Kashtan, amerykańskiej certyfikowanej trenerki Porozumienia bez Przemocy z książki pod tytułem: „The little book of Courageous Live” („Mała książka o Odważnym Życiu”): „Jeśli to, czego chcesz od dziecka, nie podlega negocjacjom, powiedz to wprost, zamiast udawać, że jest to prośba, dopóki dziecko powie »nie« .” Gdy nie jesteśmy w stanie spełnić prośby dziecka lub nie chcemy negocjować Czasem nie mamy możliwości lub nie chcemy negocjować z dzieckiem. Czasem nie dajemy swojemu dziecku wyboru. Warto to powiedzieć otwarcie. Dlaczego? Bo choć sytuacja potencjalnie jest trudna, może nadal być okazją do budowania empatycznego kontaktu i dialogu. Dialog ten nie będzie dotyczyć tego, jakie są opcje działania w tej sytuacji, tylko tego, jak my jako rodzice się czujemy w tej sytuacji, jaka jest nasza intencja. Jednocześnie możemy z uwagą przyjąć uczucia, które pojawią się w dziecku. Możemy dać mu odczuć, że rozumiemy i akceptujemy jego frustracje czy smutek, że widzimy jego potrzeby i że są one dla nas ważne. Co więcej, że chcemy jak najczęściej brać je pod uwagę i szukać rozwiązań, które pomogą uwzględnić potrzeby i rodzica, i dziecka. Możemy wyjaśnić, że teraz mamy taką sytuację, że nie ma możliwości, by szukać strategii na uwzględnienie potrzeb dziecka, a jednocześnie one naprawdę są dla nas ważne. Możemy również zapewnić dziecko, że jego frustracja, złość czy smutek są jak najbardziej zasadne, a my je przyjmujemy z otwartym sercem, nawet jeśli na ten moment nie chcemy lub nie możemy zmienić sytuacji. Uwaga! Reklama do czytania Seria: Niegrzeczne książeczki Niegrzeczne dzieci? Nie ma czegoś takiego! Wierszyki bliskościowe Przytulaj, głaszcz, obejmuj, bądź zawsze blisko. Tylko dobre książki dla dzieci i rodziców | Księgarnia Natuli Dlaczego warto mówić dziecku, że przyjmujemy jego uczucia i widzimy potrzeby? W naszym przekonaniu to są momenty, kiedy pokazujemy dziecku, jak ważna jest dla nas relacja z nim. I choć czasem są sytuacje, kiedy spotykamy ograniczenia lub wybory, które mamy do dyspozycji, są wyborami, których nie lubimy, to i tak jako rodzice już od najmłodszych lat stawiamy na zaufanie, szczerość, branie pod uwagę, bezwarunkową akceptację. Dodatkowo, kiedy mówimy o naszych uczuciach i potrzebach, które się dzieją tu i teraz, nie uruchamiamy spirali myśli prowadzących nas do złości: powinienem, muszę, trzeba. I oczywiście, w takim momencie być może uczuciem, o którym będziemy chcieli powiedzieć, będzie złość. Natomiast uczucie nazwane to uczucie, które przemija lub już przeminęło. Zaczyna znikać. A my wtedy możemy już być z naszymi potrzebami, dawać im uwagę i ważność. Jak nawiązać kontakt z dzieckiem, gdy emocje biorą górę? Na koniec pragniemy powiedzieć jeszcze kilka słów o tym, co mogłoby pomóc nawiązać kontakt z dzieckiem w takich sytuacjach. Czasem wśród praktyków Porozumienia bez Przemocy mówimy, że empatia czyni cuda. Tym cudem jest zwiększanie prawdopodobieństwa wzajemnego usłyszenia się i zobaczenia swoich potrzeb. Empatyczne słowa w kontakcie z dzieckiem mogłyby w tej sytuacji brzmieć następująco: R: Kochanie, widzę, że nadal się bawisz, choć ja Cię proszę, żebyś się ubrał. Podejrzewam, że fajnie się tutaj bawicie, tak? Na tak zadane pytanie dziecko mogłoby zareagować podnosząc wzrok na rodzica czy kiwając głową. Być może jednak zignorowałoby słowa rodzica. Rodzic nie uważa jednak, że takie zachowanie dziecka jest atakiem przeciwko niemu – traktuje je jako zaproszenie do dalszych prób. Może kontynuować, dopytując: R: Lubisz grać w tę grę, tak? To wygląda naprawdę na super zabawę. Dziecko widzi wtedy, iż rodzic ma gotowość je naprawdę zobaczyć i wejść dziecięcy świat. Dajemy dziecku uwagę – i to nie słowami, lecz naszym podejściem, naszą intencją zwrócenia się ku temu, co w danym momencie ważne dla dziecka. Zwiększamy wówczas prawdopodobieństwo, iż ono zechce wejść w nasz, kiedy zaczniemy się nim dzielić. Być może dziecko wtedy coś do nas powie, na przykład: D: Chciałbym zagrać z Tobą w domu w taką grę. R: Chcesz i ze mną się pobawić? Świetnie. Jeśli ubierzesz się za 5 minut, będziemy mieli całe 2 godziny i 55 minut na zabawę w domu przed kolacją. Ruszamy? To prawda, że taki dialog z dzieckiem oparty na empatii zajmuje czas, którego czasem nie mamy w danym momencie, a czasami wmawiamy sobie, że nie mamy (aczkolwiek to odrębny temat). A co z sytuacją, kiedy jednak nie mamy zasobów czy chęci na empatyczny kontakt z dzieckiem? Zawsze możemy wybrać empatyczny kontakt ze sobą i zacząć rozmowę od siebie. W naszej sytuacji mogłoby to wyglądać tak, że po dwu- czy trzykrotnym powtórzeniu „Proszę szykuj się do wyjścia”, zamiast posłużyć się szantażem „Jeśli nie… to…”, rodzic może powiedzieć o sobie. R: Hej, Janek, dwukrotnie poprosiłem cię o szykowanie się do wyjścia, jestem mocno zmęczony i nie lubię tak czekać ubrany w przejściu, chcę być w domu i tam bawić się z Tobą, coś zjeść. Zależy mi na wyjściu ze szkoły w ciągu 5 minut. Proszę pożegnaj się z chłopakami i wychodzimy. Przyjrzyjmy się naszym prośbom Kiedy słyszysz słowa rodzica z naszej scenki: „zakończ zabawę i przyszykuj się do wyjścia”, jakie widzisz możliwości zrealizowania tej prośby? Kiedy wczuwamy się w rolę swojego dziecka, nasza fantazja prowadzi nas do kilku przykładowych rozwiązań w jego głowie: Aha, to jeszcze 10 rundek i skończę grę z się szykuję, to zacznę od wolniejszego biegania, tak pani robi z końmi, jak kończą szybki trening, najpierw schładzają chłopaki, mam jeszcze tylko 10-15 minut i już mnie nie ma. Tata się spieszy, nic nie będę mówił, to tata pomyśli, że jestem bardzo zajęty, lubi jak jestem skoncentrowany. Często nie otrzymujemy tego, czego chcemy, gdyż nie jesteśmy dostatecznie konkretni w naszych prośbach. Oczywiście w sytuacjach powtarzalnych, takich jak wychodzenie ze szkoły, mamy pokusę, by liczyć na domyślność dziecka, na jego pamięć o tym, czego oczekiwaliście od niego na początku roku szkolnego. Niemniej jednak w międzyczasie mogło się wydarzyć mnóstwo rzeczy, które zmieniły obraz tej prośby. W danym dniu przyszliście, spotkaliście mamę Kasi i odebraliście dziecko dopiero 20-minutowej po rozmowie w drzwiach. Innym razem byliście w tak dobrym nastroju i przypływie energii, że dołączyliście się do zabawy i wyszliście dopiero po półgodzinie etc. Konkluzja? Im częściej udaje się nam być w tu i teraz, z sytuacją taką, jaka jest, a nie z jaką chcielibyśmy być, tym łatwiej pozostaniemy w kontakcie ze sobą, poza złością i szantażem. Łatwiej nam będzie wówczas podejmować próby wejścia w kontakt z dzieckiem. Jak tam dotrzeć? Po pierwsze – podjąć decyzję, że chcemy tam być. A po drugie – praktykować mimo książkę: Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały.
On to robi specjalnie! Ona zrobiła mi to na złość! Na pewno chciała mnie zdenerwować! Przecież powtarzałam to już tyle razy! Czy on nie rozumie po polsku?! Ileż to razy my – rodzice i opiekunowie – przeżywamy chwile załamania, gdy wydaje się, że nasze dziecko robi nam na przekór, jest krnąbrne i niegrzeczne? Jak często zdarza się nam pomyśleć, że maluch robi zakazane rzeczy złośliwie i z premedytacją? Gdy dziecko robi coś, co nam się nie podoba, mamy tendencję do szukania przyczyn tego stanu rzeczy wyłącznie w dziecku. Naturalnym odruchem jest obwinianie go, karcenie, doszukiwanie się w jego zachowaniu złych intencji, przypisywanie mu braku zrozumienia poleceń czy złośliwości. Często (z różnych powodów – wygody, pośpiechu, braku autorefleksji) zapominamy, że sytuacja, która nas zdenerwowała, zaistniała przy udziale dwóch stron: dziecka i dorosłego. Gdy dochodzi do konfliktu każdy jego uczestnik odgrywa w nim swoją rolę i te wspólne „starania” doprowadzają do efektu pozytywnego lub wręcz przeciwnie. Ważne jest ustalenie w naszych kontaktach z dzieckiem granic i zasad. Osoba dorosła jest bowiem tą stroną interakcji, która powinna świadomie wprowadzać określone zasady zachowania. Dziecko natomiast głównie obserwuje, naśladuje i powiela wzorce demonstrowane – często nieświadomie – przez rodzica. Rodzice i granice Mama i tata mają prawo wskazywać dziecku, jakie zachowania i postawy są w rodzinie pożądane i pochwalane. Tylko w ten sposób stwarzają dla siebie i dla swojego dziecka bezpieczną, zdrową przestrzeń do interakcji, w której wszyscy członkowie rodziny czują się dobrze. Dla dziecka jest to przestrzeń, w której czuje się akceptowane (nawet gdy zrobi coś źle), kochane i wysłuchiwane. Jak stworzyć takie warunki dla siebie i najbliższych sobie osób? Jak wyznaczyć granice tak, aby moje dziecko je zrozumiało, zaakceptowało i brało czynny udział w ich wytyczaniu? Warto najpierw dla siebie samego stworzyć własna listę osobistych granic i zasad. Pomocne mogą być następujące pytania: Czego potrzebuję w relacji ze swoim dzieckiem? Co jest dla mnie ważne? Czego chciałbym uniknąć? Czego nie mam ochoty doświadczać? Czego chciałbym nauczyć swoje dziecko? Co chcę mu przekazać? W jakie wartości, sposoby reagowania, metody radzenia sobie w trudnej sytuacji chcę je wyposażyć? Czy zależy mi, żeby moje dziecko było przebojowe, odważne, impulsywne, czy raczej wolałabym, aby było spokojne, refleksyjne, rozważne? Odpowiedzi na te pytania wyznaczają moje granice – zawierają w sobie to, co jest dla mnie ważne jako rodzica i po prostu jako człowieka. Jesteś autentyczny – jesteś skuteczny Ten pierwszy krok – samookreślenia – pomaga w uświadomieniu sobie własnych potrzeb, ale też zapewnia nam autentyczność. Jeśli chcemy bowiem przekazać coś swojemu dziecku warunkiem najważniejszym jest, aby był to przekaz autentyczny, prawdziwy. Jeśli wymagam prawdomówności – mówię dziecku prawdę. Jeśli oczekuję spokojnej reakcji na frustrację – sam(a) nie krzyczę, nie przeklinam, nie rzucam przedmiotami. Jeśli wymagam posłuszeństwa – sam(a) uważnie słucham tego, o co prosi moje dziecko i działam tak, aby tę prośbę w miarę możliwości spełnić. Argumenty typu „ja mogę krzyczeć, bo jestem dorosły”, albo „tobie nie wolno, bo jesteś za mała” zazwyczaj potęgują frustrację dziecka i uczą, że to poprzez autorytarne stosowanie władzy i bezwzględną dominację ustala się jakość relacji z osobami najbliższymi. Największą gwarancją udanej i zadowalającej współpracy z własnym dzieckiem jest więc świadomość własnych potrzeb, autentyczność zachowania i demonstrowanie pożądanych wzorów postępowania. Dzieci są przecież jak gąbki – nasiąkają słowami i zachowaniami dorosłych, którzy je otaczają. Naśladowanie (modelowanie przez rodzica) dokonuje się praktycznie bez przerwy, w każdej sytuacji, niezależnie czy nam się to podoba, czy nie. Dziecko wpatrzone jest od pierwszych chwil życia w swoich rodziców i to właśnie oni są jego największymi autorytetami i wzorami do naśladowania. Trzy zasady ustalania granic Jak więc ustalić granice, które pozwolą nam zachować zdrową, bezpieczną i satysfakcjonującą relację z dzieckiem? Zasada pierwsza – jak już to zostało wcześniej powiedziane – zachowywać się tak, jak chciałbym, aby zachowywało się moje dziecko. Zasada druga – robić to świadomie, starając się analizować swoje zachowanie i oczekiwania w stosunku do dziecka, ale również być gotowym do przekształcenia wcześniej wytyczonych granic. Nie zawsze się to będzie udawało, ale to jest kolejna bardzo ważna lekcja dla dziecka – każdy ma prawo popełniać błędy, mówić przepraszam i poprawić się. Zasada trzecia – mam prawo dbać o ważne dla mnie zasady, tak jak każdy członek mojej rodziny ma prawo dbać o swoje. Dlatego wspólnych dla wszystkich granic i zasad nie da się wytyczyć bez rozmów, kompromisów i negocjacji; bez szacunku dla oczekiwań i możliwości każdego członka rodziny; bez zrozumienia i akceptacji. Kontrakt rodzinny – co to takiego Dobrą metodą ustalania granic – a jednocześnie praw i obowiązków – jest stworzenie rodzinnej listy zasad. Taki rodzinny kontrakt można stworzyć z udziałem małego, już nawet dwu- lub trzyletniego, dziecka. W tym wypadku wybieramy maksymalnie cztery najważniejsze zasady, wspólnie je omawiamy, tłumacząc je na język dziecka, tak by były dla niego zrozumiałe. W celu upewnienia się, że dziecko rozumie co mamy na myśli prosimy je, aby wytłumaczyło nam swoimi słowami każdą z zasad, a potem pokazało, co należy zrobić lub czego nie należy robić za pomocą np. ulubionej przytulanki. Następnie na kartce papieru (albo na arkuszu bristolu – wszystko zależy od naszej pomysłowości) zapisujemy zasady w sposób jasny i krótki, dużymi wyraźnymi literami i je ilustrujemy. Ilustracje pozwalają dziecku, które jeszcze nie czyta, przypomnieć sobie treść zasady. Mogą to być rysunki, wycięte obrazki, symbole, piktogramy, komiks. Pod zasadami podpisują się wszyscy członkowie rodziny (dziecko może np. odcisnąć swoją dłoń lub palec), można wykonać kilka kopii i powiesić je w ważnych miejscach w domu – na lodówce, nad łóżkiem dziecka, w łazience itp. Istotne są dwie kwestie: zasady nie powinny być „martwe”, tzn. warto odnosić się do nich i przypominać je sobie nawzajem za każdym razem, gdy ktoś zachował się niezgodnie z nimi lub gdy zapomniał o jednej z nich. Druga istotna kwestia to ta, żeby zasady obowiązywały wszystkich członków rodziny. Jeżeli będą skierowane tylko do dzieci, to będą przez nie traktowane jako coś sztucznego, narzuconego, mogą zamienić się w źródło buntu czy ciągłych konfliktów i dyskusji. Doświadczenia rodzin, które takie wspólne zasady wprowadziły, pokazują że stają się one z czasem integralną częścią przyjemnych rytuałów rodzinnych. A dzieci potrafią bardzo często i skutecznie przypominać je dorosłym, patrzeć im na ręce i domagać się ich egzekwowania – stają się strażnikami zasad, bowiem są dla nich bardzo ważne, porządkując ich doświadczenie oraz jasno i wyraźnie wskazując dobre postępowanie. Jeżeli konstruujemy zasady ze starszymi dziećmi (np. w wieku 7-11 lat) można ustalić dłuższą listę, w zależności od potrzeby. Wtedy dziecko również może brać udział w zapisywaniu, wybrać wygląd listy, formę wykonania, nakleić obrazki, zilustrować, narysować symbole. Wszystkie te zabiegi ułatwiają zapamiętywanie i zrozumienie zasad, a jednocześnie stwarzają poczucie tworzenia osobistej rzeczy, którą należy traktować poważnie. Jako przykład podam listę zasad stworzoną przez pewną rodzinę, gdy najmłodszy jej członek wkroczył w etap walki o swoje prawa i wiecznych dyskusji z rodzicami [1]. Efektem tego jest lista, która w rewelacyjny sposób pokazuje przejrzystość zasad, współpracę wszystkich członków rodziny oraz atrakcyjność formy. Ustalanie zasad z nastolatkiem Ustalanie zasad z nastolatkiem wygląda inaczej. W tym przypadku kontrakt powinien przybrać formę dyskusji, rozmów, negocjowania praw i obowiązków w rodzinie. Nastolatek potrafi już dość dokładnie wyrazić werbalnie swoje potrzeby, oczekiwania i lęki, więc warto to wykorzystać i o nie zapytać. Można oczywiście również zapisać najważniejsze zasady, jeżeli ta forma odpowiada rodzicom i dzieciom. Rodzice nastoletnich dzieci wiedzą jak zmienne mogą być nastroje ich pociech, warto więc znaleźć czas na regularną rozmowę na temat zasad i ich ewentualną taki czas jest zawsze dobrym pretekstem do zwyczajnej – ale jakże ważnej – rozmowy z dziećmi, do wysłuchania, podzielenia się ważnymi przeżyciami z ostatnich dni. Tu niech inspiracją stanie się przykład z mojej praktyki psychologa rodzinnego: rodzina, w której rodzice trzynastoletniej córki skarżyli się na to, że jest ona zbuntowana, że brak z nią kontaktu oraz że nie mają pojęcia czym ona się zajmuje w swoim wolnym czasie. Dziewczynie z kolei nie podobało się to, że rodzice dużo pracują, nie mają dla niej czasu nawet w soboty i niedzielę, za dużo czasu spędzają przed telewizorem i komputerem, przez co nie ma kiedy z nimi porozmawiać. Członkowie tej rodziny po pełnych emocji „obradach” w obecności psychologa wynegocjowali dla siebie następujące rozwiązanie: ustalili, że raz w tygodniu, w ten sam dzień i o tej samej porze (był to czwartek, godzina spotykać się będą przy kuchennym stole w celu… rozmowy. Każdy z nich w trakcie tej rozmowy miał podzielić się trzema najważniejszymi sprawami, które miały miejsce w ostatnim czasie. Po paru tygodniach okazało się, że ten pomysł to strzał w dziesiątkę, a owa zbuntowana nastolatka zdradziła mi, że jej celem jest ustalenie jeszcze jednego terminu regularnych spotkań rodzinnych. Rodzic jest największym ekspertem Powyższe propozycje są oczywiście tylko przykładami tego, jak można konstruować i modyfikować zasady oraz jak współdziałać z dzieckiem. Każdy z nas, jeżeli czuje potrzebę wprowadzenia granic, ma możliwość odnalezienia optymalnej formy, która będzie mu – i pozostałym członkom rodziny – odpowiadać najbardziej. Ważne jest to, aby niczego nie robić na siłę, pod presją z zewnątrz. Warto też pamiętać, że każda rodzina, każdy rodzic i każde dziecko są zupełnie inne. Z tego powodu żaden ekspert od wychowania nie może podać gotowej recepty na sukces wychowawczy i zadowolenie z życia rodzinnego. Oczywiście podzieli się wiedzą fachową, zapewni wsparcie merytoryczne i emocjonalne, zaproponuje nowe pomysły. Lecz to Ty, Rodzicu, najlepiej znasz swoje dziecko, a zarazem siebie samego. To Ty jesteś największym ekspertem w kwestiach swojej rodziny. Pamiętaj o tym i nie bój się wprowadzać zmian, gdy poczujesz, że przyszedł na to czas. Autor: Wiktoria Jaciubek psycholog dziecięcy i rodzinny w inspeerio centrum psychologiczno-coachingowym w Poznaniu, prowadząca (i współprowadzaca) warsztaty z cyklu PROJEKT: RODZIC, najbliższy warsztat
Pisałam już o tym (TU), że małe dzieci nie są stworzone do słuchania dorosłych. TU z kolei napisałam kilka słów o korze przedczołowej, której niedojrzałość sprawia, że kilkulatek zachowuje się jak… kilkulatek. Wiemy zatem, że mózg dziecka to nie jest najlepszy materiał na podwładnego wykonującego polecenia w mgnieniu oka. Niestety często jest tak, że to sami rodzice dodatkowo przyczyniają się do tego, że dziecko nie słucha. Jak? A tak: 1. Nie patrząc Mieszam zupę w garze i nie zaszczycając Pierworodnej spojrzeniem wydaję jej polecenia. Jak się słusznie domyślacie – zazwyczaj na nie nie reaguje. Nie ma w tym nic dziwnego – dla dziecka spojrzenie rodzica jest bardzo ważnym elementem komunikacji. To nasz wzrok ułatwia dziecku zrozumienie, że swoje słowa kierujemy właśnie do niego. Pozwala mu też zrozumieć to co mówimy – już kilkumiesięczne dzieci podążają za wzrokiem i świetnie odczytują z oczu emocje [1]. Oczy mają szczególne znaczenie jeżeli to co chcemy przekazać jest ważne – dzieci, które skupiają się na oczach rozmówcy lepiej interpretują jego uczucia i intencje [2]. Poza tym zanim dziecko w ogóle zacznie nas słuchać musimy zyskać jego uwagę, a o to łatwiej gdy patrzy się rozmówcy w oczy niż stoi plecami/bokiem do niego. 2. Nie słuchając Często gdy akurat coś robię nie słucham z uwagą tego co Pierworodna mówi. Często nie robię tego o co mnie prosi od razu, często zbywam ją: „tak pobawimy się, ale najpierw muszę skończyć obiad”. Rzadko jest tak, że kiedy mała mówi „mamo poczytaj mi książeczki” to ja rzucam wszystko i lecę czytać aż się kurzy. Czasem jednak warto w te pędy pobiec czytać bo badania sugerują, że im częściej rodzice słuchają swoich dzieci i wykonują ich prośby wtedy kiedy to możliwe, tym częściej dzieci rewanżują się podobną usłużnością [3]. 3. Przynudzając Pierworodna ma piękne włosy. Długie i kręcone. Są naprawdę cudne, ale rozczesanie ich to jest koszmar. Codziennie rano kiedy usiłuję ją uczesać, proszę ją także by stała spokojnie. Codziennie wierci się przy tym niemiłosiernie, co mnie rzecz jasna niemiłosiernie drażni. Niestety układ nerwowy maluchów nie jest w pełni dojrzały w związku z tym spokojne stanie czy siedzenie są dla dziecka nudne, a jeżeli nuda przedłuża się – stresujące. Na szczęście dzieciaki mają ogromną wyobraźnię dzięki której możemy sobie nieco ułatwić życie. Świetnie pokazuje to eksperyment w którym poproszono małe dzieci by stały bez ruchu tak długo jak tylko uda im się wytrzymać [4]. Większość z nich nie ustała nawet minuty. Następnie tym samym dzieciom powiedziano, że teraz są strażnikami fabryki i by jej dobrze przypilnować muszą jak najdłużej stać spokojnie. Zgadniecie jaki był średni czas stania bez ruchu w tym wariancie? 2 minuty? Nie! 3? Też nie! Dzieciaki potrafiły tak stać ponad 4 minuty! W 4 minuty to ja mogę nawet warkocze młodej upleść a nie tylko zebrać włosy w byle jaki kucyk! Powyższy eksperyment można zastosować zresztą na milion sposobów. Wieczorne zbieranie zabawek rozrzuconych po domu to ratowanie zabawek z morza-podłogi i przenoszenie ich na statek-półkę (przez tę zabawę Pierworodna mianowała się „ratowniczką świata” haha). Podczas mycia zębów, które do tej pory było udręką bo mała machała głową na wszystkie strony (nie uwierzycie – siedź spokojnie nie działało!), teraz bawimy się w „jesteś skamieliną i ruszasz się tylko jak dotknę Twojego nosa”. Ograniczeniem jest wyłącznie kreatywność rodzica, co zresztą świetnie wpływa na nasz rodzicielski mózg wymagając od niego nieco pracy. 4. Udając dobrego i złego glinę. Jednocześnie. Zbieramy się do wyjścia, przewijam Drugorodnego i jednocześnie normalnym, spokojnym głosem mówię do Pierworodnej ubierz proszę buty bo zaraz wychodzimy (edit: powinno być załóż – dzięki za zwrócenie uwagi!). Brak reakcji. Ubierz proszę buty powtarzam monotonnie jeszcze kilka razy. Za każdym razem jest trudniej, ale trzymam nerwy na wodzy i udaję że jestem spokojna niczym kwiat lotosu na tafli jeziora. Niestety po pierwsze kwiat lotosu nie robi na moim dziecku większego wrażenia, po drugie matczyne kwiaty lotosu szybko przekwitają więc po kilku minutach podniesionym głosem mówię PIERWORODNA UBIERAJ BUTY BO WYCHODZIMY!! I co? Działa! Dziecko przywdziewa buty. Kto nigdy nie wpadł w pułapkę schematu dobra mamusia – dobra mamusia – dobra mamusia – zła mamusia ten jest Mistrzem Zen. Niestety im częściej ten schemat jest w użyciu tym bardziej wtłaczamy w dziecko wzór „póki mama nie krzyczy to nie muszę robić tego o co prosi”. Gwoli ścisłości – nie chodzi o to by krzyczeć od razu. Chodzi o to by nie krzyczeć w ogóle i zamiast powtarzać jak katarynka zacząć efektywniej komunikować się z dzieckiem (patrz punkt 1,2,3 itd.). To nie jest proste, a nawet jak jest to i tak nie zawsze działa. Niestety bycie rodzicem kilkulatka generalnie nie zawsze jest łatwe przez co zbyt często usiłujemy „naprawić” nasze dzieci nie bacząc na to, że pewne rzeczy są po prostu kwestią rozwojową albo naszą winą. Dlatego, moim zdaniem, warto wziąć pod uwagę punkt widzenia dr Reischer, psycholożki specjalizującej się w pracy z rodzicami i spojrzeć na rodzicielstwo jak na taniec towarzyski. Rozumiem jej wizję bo zanim urodziło się nam stadko dzieci przez kilka lat tańczyliśmy rekreacyjnie tenże. Wirgiliusz oczywiście prowadził. Jeżeli chciał zatańczyć jakąś figurę najpierw sam zmieniał swój krok, tak, bym ja też musiała go zmienić. W parze rodzic-dziecko to rodzic prowadzi. Jeżeli chcemy by dziecko zachowywało się w określony sposób najpierw sami się tak zachowujmy i dostosujmy swoje zachowanie do jego poziomu rozwoju bo trudno przecież wymagać by początkujący tancerz świetnie sobie radził ze skomplikowaną choreografią. Mnie ta idea ułatwia przegonienie wewnętrznego, schizofrenicznego gliniarza, mam nadzieję, że Wam też pomoże. Idę utańczyć moje dzieci do snu. Dobranoc! Zdjęcie: Fotosister
10 latek nie słucha rodziców